Lód” Dukaja otrzymałem jako prezent świąteczny. Wystarczyła mi aż do połowy lutego (nomen omen). Objętość ponad 1000 stron to nie byle co. Czy było warto poświęcać aż tyle czasu?

Warszawa, rok 1924. Nigdy nie doszło do I Wojny Światowej. Rosja nadal jest carska, Europą władają monarchie, ruch robotniczy dopiero się rodzi. Między tym wszystkim z Syberii nadszedł tytułowy Lód: lute, czyli bliżej nieokreślone istoty o temperaturze sięgającej zera kelwina, w otoczeniu których zamarza wszystko. Nawet historia. Przy tym, fizyczne właściwości lutych pozwoliły zrobić z Syberii potęgę przemysłową, znaną z produkcji tzw. zimnaza.

Matematyk Benedykt Gierosławski zostaje wysłany do źródła Lodu w celu skontaktowania się z ojcem. Ten ponoć jest w stanie porozumiewać się z lutymi. One zaś – według doniesień – mogą wpływać na to, która historia zamarza. A to przydatna rzecz w kraju z wieloma frakcjami politycznymi.

Fabuła zdaje się prosta, bo skróciłem ją na potrzeby wpisu. Realnie, “Lód” to rozprawa filozoficzna przemycona pod płaszczykiem powieści. Mając na uwadze ludzką omylność, przeinaczenia i propagandę, co tak naprawdę wiemy o przeszłości? W “Lodzie”, podróż koleją transsyberyjską jest wykorzystana do pokazania przejścia od tej niepewności do absolutnej pewności. W Krainie Lutych wszystko jest albo prawdziwe, albo fałszywe. Nie ma nic pośrodku. Przyczyny i skutki są jasno powiązane. Historia staje się matematycznie obliczalna - co niesie za sobą wiele implikacji.

Łatwo się w tym wszystkim pogubić. XX-wieczna historia miesza się z licznymi fikcyjnymi frakcjami. Postaci historyczne są wyrwane ze swoich kontekstów (Tesla na usługach carskiej Rosji, Piłsudski w konszachtach z Japonią), które trzeba choć trochę rozumieć. Język książki zawiera mnóstwo rusycyzmów. W rozmowach często pojawiają się dygresje w dygresjach. Nie jest to prosta lektura.

Ale nawet mimo tego, warto było przebrnąć przez te 1000 stron. “Lód” podważa koncepcję historii jako takiej. Trudno przejść obok tego obrazoburstwa obojętnie i tak po prostu wyrzucić je z głowy. Dlatego polecam ten tytuł czytelnikom, dla których rozrywkowy aspekt powieści to za mało.

Warto przeczytać również

  1. Nassim Nicholas Taleb - “Czarny Łabędź: tak jak “Lód” podważa naszą wiedzę o przeszłości, tak “Czarny Łabędź” (choć nie jest to książka fabularna) podważa nasze przewidywania na temat przyszłości. Daje to bardzo zgrabny duet do podważenia wszystkiego poza teraźniejszością.
  2. Shunryu Suzuki - “Umysł zen, umysł początkującego: a skoro już mowa o skupieniu się teraźniejszości, to czemu by nie pójść od razu o krok dalej i nie zagłębić się w filozofię buddyjską? Tu w wersji dla laików (podobno).
  3. Robert Pirsig - “Zen i sztuka obsługi motocykla: fabularyzowane rozprawy filozoficzne to gatunek, w którym Pirsig ma swój niezły udział. Jeżeli ktoś lubi ten typ książek, to “Zen i sztuka obsługi motocykla” jest warta uwagi. Tak, wiem, znowu to zen
  4. Książki Andrzeja Pilipiuka z serii “Światy: jeżeli ktoś lubi alternatywną historię, okres carskiej Rosji czy dwudziestolecia międzywojennego, a przy tym nie chce wchodzić w dywagacje filozoficzne, to zbiory opowiadań Pilipiuka są na miejscu. Niestety, nie jestem w stanie wskazać, które dokładnie tytuły zawierają te wątki, bo jest tego po prostu za dużo, żeby spamiętać które opowiadanie było w której książce.

Dodatkowe linki